Magdalena Pomorska: Wielkanoc tradycyjna czy nowoczesna? Jakie są Twoje świąteczne wspomnienia?
Andrzej Polan: Uważam, że każdy rodzaj świąt obchodzonych w Polsce, ma niesamowite zalety i swoje piękności. To od nas zależy, jak chcemy je przeżyć. Według mnie najlepiej trzymać się wszystkich prawideł i historii, jakie kojarzą nam się z domem, z którego je wynosimy. Zawsze trzymam się tradycji, ponieważ pielęgnowanie czegoś, co zostało kiedyś stworzone i ukierunkowane dla Polaków, należy kultywować. To nas odcina od, jakże bezczelnie wchodzącej w naszą teraźniejszość, nowoczesności. Lepiej zatrzymać się na chwilę, powrócić wspomnieniami do tego, co stało na stole wielkanocnym, kiedy byliśmy dziećmi, niż myśleć, czy podać coś, co zrobiło się modne, ale nie kojarzy się nam do końca z prawdziwą Wielkanocą.

Przygotowujesz więc tradycyjną święconkę i robisz pisanki?

Jak najbardziej! Mam zwyczaj, który kontynuuję od momentu bycia młodym chłopcem. Mieszkałem z rodzicami na południu Polski, w Wolbromiu. Moim obowiązkiem w Wielki Piątek zawsze było powkładać wszystkie produkty do koszyczka – nabyte w sklepie, na targu czy przyniesione z lasu – z niego pochodził barwinek. W Wielki Piątek chodziłem też na wieczorne czuwanie do kościoła. W sobotni poranek pierwszym zadaniem było przygotowanie koszyczka. Ugotowane w łupinie cebuli jajka – prosty, naturalny, piękny sposób, który doceniam i dziś. Jajka były ozdabiane przez moją mamusię, która miała duże zdolności artystyczne – wyczarowywała na nich kształty koszyczków, bazi. Niejednokrotnie próbowałem z nią dekorować, ale zazwyczaj kończyło się to pęknięciem skorupki. Moja mama mówiła wtedy: „I tak to jajko jest ładne i włożymy je do koszyczka”. Z naszej rodziny ze święconką to zawsze ja szedłem do kościoła. Spotykałem się z kolegami z podstawówki i ruszaliśmy całą drużyną, aby poświęcić koszyczki. Później zawsze przynosiłem go do domu, gdzie czekał na śniadanie wielkanocne. Miałem jednak takich kolegów, Jurka i Andrzeja, którzy smakołyki z koszyczków zjadali po drodze i zanosili do domu pojedyncze elementy święconki. Kiełbasa, chrzan, kromeczka świeżego pieczywa z GS-u lub PZS-u, czyli najlepszych piekarni w tamtym czasie w Wolbromiu, taki zestaw zjadali ochoczo.

A jak wyglądało i wygląda Twoje śniadanie wielkanocne?

Obecnie bardziej się do niego przykładam, bo mam większą wyobraźnię. Kiedyś było typowo rodzinne, przygotowywane przez mamę i babcię. Stół zawsze nakryty wykrochmalonym obrusem, na nim stawiany koszyczek i naczynia. Do tego wszystkie niezbędne potrawy – w tym żur – lżejszy od tego, który teraz gotuję. Produktami z koszyczka, zgodnie z tradycją, dzieliliśmy się i zajadaliśmy. Chleb skrzypiał pod zębami, bo już wysechł. Jajko było gotowane dzień wcześniej, a zostało obrane, więc barwnik z łupin cebuli przeszedł na białko, co mnie jako dziecko nieco zniechęcało. To wszystko było ważne. Obecnie podtrzymuję tradycję sobotniego święcenia w kościele, udaję się do tego samego, do którego chodziłem z mamą, kiedy mnie odwiedzała. To kościół św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Mam niezmierny zaszczyt tam iść, postawić koszyk, poczekać, pomodlić się. I mimo że mieści on zazwyczaj produkty wyliczone dla 2-3 osób, które zapraszam na święta, to jest to coroczny zwyczaj.

Zanim usiądziemy do wielkanocnych specjałów, na stołach pojawiają się postne propozycje na ten wyjątkowy czas oczekiwania przedświątecznego. Jakie dania są u Ciebie?

Dla mnie to czas pozbawiony słodyczy. Mój dom rodzinny w każdą sobotę i niedzielę pachniał wypiekami, ale w okresie postu tego nie robiliśmy. Było za to wiele historii rybnych, jarskich. Jadaliśmy naleśniki, znacznie ograniczając mięso – w Wielki Piątek całkowicie z niego rezygnując. Przygotowywaliśmy zacierki na mleku, ziemniaki kraszone cebulą. Była też smażona ryba i śledzie z ziemniakami.

Jak Wielkanoc, to i jajka. W jaki sposób podajesz je na świąteczny stół?

Nigdy nie byłem skłonny kupować tych o białej skorupce – wybieraliśmy na targu te ciemne, często jeszcze ze ściółką, prosto z gospodarstwa. Do koszyczka trafiają jajka gotowane na twardo w łupinach cebuli, ale przez lata poznałem rozmaite przepisy, jak wielkanocne jajka podać inaczej. Mieszkałem 10 lat na Podhalu, a górale z miejscowości Dzianisz (w gminie Kościelisko, po drugiej stronie Gubałówki) nauczyli mnie, że do święcenia nosi się jajka surowe. Na nich robiło się śniadanie wielkanocne – jajecznicę z kawałkami boczku i kiełbasy również ze święconki. Musiał być też starty chrzan. Pamiętam, jak Zosia Tylka przygotowała mi pierwszy raz tę jajecznicę, naprawdę zachwyciłem się jej daniem. Dodatek świeżego chrzanu i mięs sprawia, że smak jest zdecydowanie ostrzejszy i bogatszy. Wykończenie ze szczypiorkiem – super sprawa. To regionalna propozycja. Klasyczna to z kolei jajka faszerowane – po prostu obłędne, a to sposób najbardziej tradycyjny i lubiany przez wszystkich. Gotowane jajka w skorupce, przekrawane na pół, wyjmowany środek, łączony z pieczarkami i musztardą, śmietaną, dużą ilością masła klarowanego, sporą porcją kopru, dodatkiem soli i pieprzu. Tym sposobem powstaje nam niesamowicie pyszny farsz i nim wypełniamy jajka, obtaczamy od strony przekrojonej w lekko posolonej bułce tartej i smażymy na maśle. Mówię, że to jajka w garniturze – skorupkę zazwyczaj usuwa się przed podaniem, a w tym przepisie w niej zostają.

Przejdźmy do słodkiej strony wielkanocnego stołu, jakie pyszności przychodzą Ci na myśl?

Najbardziej charakterystyczne dla Wielkanocy są mazurki. Megasłodkie, megapiękne i megakolorowe. Są nagrodą dla tych, którzy podczas postu nie jedli słodkości. Nagle dostaje się „cukier w cukrze”, bo tak można mazurki nazwać. Robi się je na przeróżne sposoby, z rozmaitymi dodatkami. Te najbardziej znane to mazurek kajmakowy, na długo gotowanym mleku z dodatkiem cukru. Obecnie gotowy kajmak możemy też kupić, z całkiem dobrym składem, więc tu możemy zaoszczędzić czas i nieco ułatwić sobie świąteczne przygotowania. Kolejno mazurek czekoladowy, pomarańczowy – możemy ich wymienić naprawdę wiele, przy czym powinien łączyć je ten sam spód z kruchego ciasta. Inne słodkości na Wielkanoc to pascha. Obwarzona śmietana, z której powstaje nam serek, wrzucany do gazy z apteki „metr na metr”. Masa serowa pozbawiona nadmiernej ilości serwatki, połączona z niezliczoną ilością bakalii. Pascha powinna pachnieć wanilią, pomarańczą a nawet kardamonem. Przekładana jest do formy w kształcie babki – najbardziej polecam ceglaną doniczkę z dziurką, bo wtedy umieszczamy masę na paschę w gazie do doniczki, dociskamy od góry i przez dziurkę nadmiar serwatki może wypłynąć. Gotową paschę dekorujemy barwinkiem, bakaliami, polewamy kolorowymi lukrami. Bardzo piękna tradycja.

Grzegorz Grzeszczak (G&G Authentic)

Mamy też baby wielkanocne – powinny być jak najwyższe, z największej możliwie liczby żółtek. Piekłem babkę z 96 żółtek na kilogram mąki. Wiem, że ktoś powie: „Oszalał!”, ale rzeczywiście taki przepis jest i da się to zrobić. Wypiek jest wyjątkowy, bardzo wilgotny, z takiej porcji wychodzi 4-5 babek. Na jedną polecam proporcje 0,5 kg mąki i 10 żółtek – mamy składniki na doskonałe ciasto drożdżowe, które rośnie wolno. Dobrze jest ciasto w trakcie przerobić 2-3 razy, aby było jeszcze bardziej puszyste. Potem ląduje w brytfance z kominem, typowej dla babki, i wstawiane jest do pieca. Czekamy, czekamy i cieszymy się, że będzie gotowa baba do polania białym lub różowym lukrem albo czekoladą. Drożdżowe możemy też przekładać, robiąc niemalże torty – sprawdzi się masa maślana lub mascarpone. Do tria: babka, mazurek i pascha dopisałbym też sernik i keks z kolorowymi dodatkami w środku. Myślę, że to perfekcyjny zestaw.

Muszę zapytać o sałatki wielkanocne – te na półmiski i do salaterek. Co proponujesz?

Najbardziej klasyczna – sałatka jarzynowa, bez której nie wyobrażam sobie świąt. Niech mi tu nikt nie mówi, że jej nie lubi. Można nie przepadać za porem czy cebulą w sałatce, ale klasyczna jarzynowa musi być. Z lżejszych historii polecam propozycje z buraczkami i jabłkiem lub gruszką.

Wielkanoc to też symbole – dodatki. Jak Ty widzisz chrzan i rzeżuchę na stole?

To rzeczywiście są dwa obowiązkowe dodatki podczas wielkanocnego śniadania. Jak rzeżucha by nie wzeszła, to jej wybaczę i zjem ją w lany poniedziałek. Chrzan powinien wyciskać łzy. Sugeruję, aby nie używać gotowego w słoiku, nie dlatego, że krytykuję, ale jednym z moich zwyczajów wielkanocnych był osobiście tarty, kupiony na targu korzeń. Podczas tarcia doprowadza nas nie do płaczu, a do wycia. Jest na to sposób – trzeba trzeć chrzan w przeciągu między jednym a drugim oknem. Możemy go podać na różne sposoby. Przykładowo z gotowanymi czy pieczonymi burakami – powstaje nam wtedy ćwikła z chrzanem. Jest też chrzan wielkanocny – najbardziej prawdziwy, łączony z ugotowanymi, utartymi żółtkami i odrobiną śmietany. Wszystko razem wymieszane, zakwaszane sokiem z cytryny, doprawione odrobiną cukru, solą i pieprzem. Można też zrobić z niego cumberland – sos na bazie czerwonego wina, idealny do pieczonego drobiu i pasztetów. Z kolei do schabu warto podać sos tatarski z dodatkiem chrzanu i musztardy.

Chrzan też może trafić do zupy…

Tak, zupa chrzanowa, czyli wywar z warzyw połączony ze świeżo startym korzeniem, zabielony śmietaną. Jest doskonała, prawie jak sos chrzanowy, tylko mocno rozrzedzony. Jednak symbolem wielkanocnym wśród zup jest żur. W moim rodzinnym domu do żuru chrzanu się nie dodawało. Był robiony na swojskim zakwasie na mące żytniej, gotowany z grzybami, zabielany wiejską śmietaną. W centralnej Polsce nauczyłem się dodawać do niego starty chrzan. Nie jestem fanem zbyt dużej jego ilości, bo zupa musi smakować zakwasem i grzybami, a chrzan nie może w nim dominować. Żur podajemy z białą kiełbasą. Ale nie taką gotowaną, rzuconą w kawałku. Robię to w ten sposób, że na patelnię wlewam olej, dodaję – mimo że nie używam czosnku – to w tym przypadku dodaję 1-2 ząbki całego czosnku, 1 ostrą paprykę czuszkę i wkładam surowe kiełbasy. Wlewam pół szklanki wody i zaczynam gotować, co jakiś czas nakłuwając je wykałaczkami. W ten sposób wypływa z nich wszystko to, co powinno wypłynąć, pozostawiając samą treść, czyli dobrze doprawione mięso. Gotujemy do momentu, aż woda odparuje, a kiełbasa zacznie na tłuszczu skwierczeć, a obiecuję, że skwierczy niesamowicie. Podlewamy wtedy całość niedużą ilością wytrawnego białego wina. To inspiracja z włoskiego sposobu na robienie salsiccii – odpowiednika naszych białych kiełbas. Tak podrumienione, bo polecam je wstawić jeszcze przed podaniem do piekarnika, to jest szaleństwo. Kiełbasa we własnym sosie, bardzo rumiana, jedzona niczym gruby kabanos, z pełnią smaku mięsa.

Grzegorz Grzeszczak (G&G Authentic)

Ale przy żurku pojawia się też jajko…

Oczywiście, zazwyczaj wkrawane, co też nie do końca do mnie przemawia. Proponuję zrobić grzankę z dobrego pieczywa, które obtacza się w jajku. Mówię, że to „sadzona grzanka”. Jajko możemy też pokroić, zrobić coś w stylu pasty jajecznej i podać na grzance obsmażonej na maśle. Zapewniam, że to zupełnie inny, pyszny sposób, aby zaprezentować żur wielkanocny. Serwujemy go w kubku lub w głębokim talerzu, bo grzankę sadzoną możemy zanurzyć tak jak grzanki w zupie cebulowej. Tak przygotowany chleb smakuje wybitnie, bo stopniowo nasiąka żurem. A wracając do formy podania żurku – z białej kiełbasy możemy zrobić też skwarki. Pozbawiamy kiełbasę osłonek, mięso przekładamy na patelnię, wysmażamy, rozbijając tłuczkiem do ziemniaków. Robią się drobne skwareczki, bardzo chrupiące i złote. Będą idealne do posypania na wspomnianą „sadzoną grzankę”.

A co przygotowałbyś na świąteczny obiad w Poniedziałek Wielkanocny?

W tym dniu może zdarzyć się późniejszy obiad proszony. Dlatego lepiej odejść od zabielanych zup, a postawić na propozycje rozgrzewające żołądek, aby pobudzić go do dalszej pracy. Niech to będzie dobry rosół na dobrym mięsie. Jeśli chodzi o danie główne, sugeruję, żeby była to propozycja w stylu pieczonego indyka, faszerowanego kurczaka czy pieczonej kaczki. Wielkanoc zawsze będzie mi się kojarzyła z przedwiośniem, dlatego staram się pamiętać, aby pojawiło się dużo zielonych dodatków. Warzywa z wody, sałatki, nowalijki, wspomniana rzeżucha. Może nawet młode ziemniaczki z Cypru? Dlaczego nie, kilka sztuk warto zaserwować. Pokażmy wszystkim i podkreślmy, że wraz ze świętami wielkanocnymi przychodzi nowy czas wiosenny – nie tylko w kuchni.