Dwa piękne umysły. Osoby, które od lat znam, a i tak wciąż mnie zaskakują. Inteligentni jak cholera, oczytani. Mają wyraziste poglądy i zawsze coś ciekawego do powiedzenia. Z nimi można konie kraść, jeść zapiekanki o drugiej w nocy oraz czytać poezję w warszawskich parkach. Przed wami Ten Typ Mes i Pablopavo.

Piotr Vienio Więcławski: Na początek zaskoczę was pytaniem pozornie z innej beczki. Wiem, że obaj lubicie czytać książki. Czy podoba wam się, jak wasi ulubieni pisarze, autorzy książek, które czytujecie, zamieszczają w książkach opisy biesiad, imprez, opisy jedzenia – czy lubicie czytać o jedzeniu?

Pablopavo: Czy odpowiadamy w konkretnej kolejności?

Kto pierwszy, ten lepszy.

P.: To ja mogę odpowiedzieć. Tak, lubię, tylko to wbrew pozorom trzeba umieć. Chodzi mi o to, żeby nie próbować przepisywać do literatury książki kucharskiej, bo to jest średnio ciekawe; jeśli chcesz mieć książkę kucharską, to sobie kupujesz książkę kucharską. Natomiast na przykład Krzysztof Varga potrafi pisać o jedzeniu przez wiele stron – o węgierskim, tłustym, obrzydliwie zatykającym jedzeniu – i on tak je potrafi opisać, że wprost czujesz ten tłuszcz, który skapuje z baraniny; do tego są jeszcze kiełbasa i zupa rybna z tłustego suma, i ciężkie wino wino Egri, i halászlé.

Halászlé?

P.: Tak, halászlé, przecudowna węgierska zupa rybna. Lubię też opisy imprez, tylko powiedz, o co właściwie pytasz: o jakie imprezy? Balangi? Z tańcami?

No wiesz, na imprezach jest wszystko naraz: picie alkoholu, jedzenie, element biesiady.

P.: Jeśli opisujesz ludzi i chcesz ich opisać realistycznie, to pewnie musisz też poruszać ten aspekt. Duża część literatury to jest opis biesiad, spotkań i tak dalej – ludzie siedzą, jedzą, gadają, kłócą się, nienawidzą, zazwyczaj to jest razem pomieszane.

Ten Typ Mes: Zastanawiam się, czy czytałem ostatnio coś, gdzie był motyw jedzenia albo opisy imprez, biesiad – i nic zupełnie nie przychodzi mi do głowy. Natomiast to, co mi przychodzi do głowy, to jest dzisiejsze wręcz przeczulenie na temat jedzenia. Żyjemy w czasach foodporn. Chcemy wiedzieć, co jedli bohaterowie, istnieją zdumiewające diety, na przykład dieta dawnych czasów czy też diety inspirowane serialami. Jedna z głupszych teorii, jaką słyszałem, głosiła, że Rodzina Soprano to jest tak naprawdę serial o jedzeniu – takie na siłę destylowanie z danego tworu kultury tego, co ludzie jedli. Ja zupełnie tego nie mam, nie zwracam na to uwagi.

P.: Ale dobre rzeczy jedzą w Rodzinie Soprano.

T.T.M.: Tak, tylko ktoś tam znalazł drugie dno, którego, moim zdaniem, kompletnie nie było, bo to jest serial o prostych ludziach, jest w nim dużo żartów, takich bardzo ciepłych, z prostych ludzi i z ich gustu, i z ich myślenia, o poczuciu bezpieczeństwa i tak dalej, natomiast w ogóle nie jest to o jedzeniu. To jest nieważne.

Moje pytanie nie dotyczyło tego, czy to jest ważne, czy nieważne, tylko czy lubisz, jak autorzy piszą o jedzeniu. Czy cię, na przykład, inspirują – czytasz i myślisz: „O, ale bym teraz wyskoczył na czerwone wino i zjadł jakiś makaron!”.

T.T.M.: To jest teoretycznie możliwe – gdybym był głodny i przeczytał takie soczyste zdanie, gdybym sobie właśnie czytał Vargę i zapragnąłbym węgierskiego sosiku. Ale ja przede wszystkim lubię, gdy w książce coś się dzieje! I kiedy się nic nie dzieje, tylko się autor zawiesza na opisie czegokolwiek − czy to będzie opis przyrody, czy wyglądu postaci, czy tego, co ona je − to ja się niecierpliwię. Oczekuję od słowa, żeby było potrzebne, a nie, żeby po prostu było. Więc nie. Nie.

P.: To ciekawe. Varga w książce Karolina napisał chyba trzy strony o historii warszawskich lodów. To jest opis, jakie były lody, jak zaczął chodzić na lody jako dziecko, aż do tamtego roku, kiedy ta książka   powstawała. I on na tych trzech stronach opisu lodów − tego, jak one wyglądały, smakowały i tak dalej – właściwie napisał historię trzydziestu lat Polski, jak się ona zmieniała, że najpierw się pojawiły włoskie, potem, na początku lat dziewięćdziesiątych, pojawiły się amerykańskie joint venture

A gdzieś w środku były Calypso, te PRL-owskie.

P.: Tak, potem powstała pierwsza Zielona Budka, następnie sieciówka…

Grycan.

P.: Tak. Tak genialnie napisane, że właściwie to była historia gospodarczo-polityczna Polski. No ale to jest po prostu klasa pisarza.

T.T.M.: Tylko w tym przypadku nie chodziło o jedzenie.

P.: Tak, jedzenie było pretekstem.