Umówmy się, że nic nie zastąpi kremowej konsystencji, zielonego koloru oraz właściwości odżywczych awokado. Po ostatnich dziesięciu latach zachłyśnięcia się smakiem i kremową konsystencją awokado, przyszedł czas rozliczenia zysków i strat. A prawda o awokado jest brutalna, niewygodna i zasmucająca.

Awokado- wysuszanie zbiorników wodnych

W Ameryce Południowej (Chile, Peru, Meksyk) uprawa awokado wiążę się z nadmiernym wyniszczeniem lasów. Zasady wolnego rynku nie znają miłosierdzia. Rolnicy, aby utrzymać swoje gospodarstwa i utrzymać rodziny decydują się na uprawę awokado wycinając lasy sosnowe. Zaburzając w ten sposób naturalny ekosystem. Poza tym awokado jest spragnione wody. Szacuje, że do produkcji jednego awokado zużywa się około 600-700 litrów wody. I to przy zrównoważonym gospodarowaniu zasobami wody. Dla porównania jedno jabłko potrzebuje tylko jednego litra wody. Nie mówiąc już o śladzie węglowym zostawianym podczas transportu towaru.

Awokado – krwawy diament Meksyku

Niestety awokado nie jest owocem, które naturalnie rośnie w naszej szerokości geograficznej. Nie jest ani lokalne, ani sezonowe. Wzrost świadomości dotyczącej praktyk związanych z uprawą awokado sprawia, że ludzie chcą postępować w etyczny sposób. Zdaliśmy sobie sprawę, że awokado niszczy środowisko naturalne i przyczynia się do globalnego ocieplenia. Wiele osób widzi, że rezygnując z jedzenia mięsa z przyczyn ekologicznych, wpada w pułapkę spożycia produktów roślinnych z równie trudną historią. Meksyk wiedzie prym w działalności przestępczej związanej z awokado. O tym procederze wspomina serial Rotten w odcinku „Wojna o awokado”. Porwania i haracze to tylko niektóre działania, którymi zajmują się byłe kartele narkotykowe, czerpiąc zyski z awokado.

Co jeśli nie awokado?

Od niedawna w Wielkiej Brytanii w restauracjach i kawiarniach zaczęły pojawiać się tabliczki „Strefa wolna od awokado”. Ma być to próba edukacji klientów na temat nadużyć związanych z produkcją awokado. Jednak nasza nagła rezygnacja z jedzenia awokado, niewiele zmieni. Ograniczajmy je świadomie w menu. Globalny ruch może zaszkodzić małym wytwórcom żywności w Peru, Meksyku lub Chile. Warto pamiętać, że mamy własne superfoods. Z czystym sumieniem można sięgać po polskie produkty. Na przykład kiszona kapusta, orzechy włoskie lub orzech laskowy. Albo owoce takie jak czerwone porzeczki, jabłka, gruszki, pigwa i żurawina mają w sobie o wiele więcej witaminy C niż awokado. Pod względem tłuszczu warto zaprzyjaźnić się z olejem lnianym, olejem z pestek dyni i olejem rzepakowym. Należy skupiać się na produktach, które rosną lokalnie. Najlepiej w promieniu 100 km od miejsca naszego zamieszkania. Ograniczamy koszty transportu, uprawy i przetwórstwa. A awokado niech będzie przekąską od święta.

Zobacz także: przepisy z jarmużem